28.06.2007: Czerwone Vademecum Simona MolaNie milkną odgłosy afer korupcyjnych w polskiej piłce, a już pojawiła się nowa - tym razem polityczna. Polski Związek Piłki Nożnej autoryzował publikację „Vademecum bezpieczeństwa na stadionach w Polsce”. Mimo neutralnego tytułu i stosunkowo niewielkiej objętości broszurka ta wywołała burzę. A wszystko za sprawą umieszczonych tam tzw. „symboli zakazanych”, których - pod groźbą nie wpuszczenia na stadion - polski kibic mieć ze sobą pod żadnym pozorem nie może. Rzecz w tym, że autorom publikacji „podpadły” m.in.: nazwa i symbole legalnie działającej partii politycznej, przedwojenna odznaka ruchu narodowego, używana także w czasie okupacji przez Narodowe Siły Zbrojne i część oddziałów Armii Krajowej, a nawet... chrześcijański krzyż rodem z Irlandii! Minister Lipiec kontratakuje Polski Związek Piłki Nożnej, stowarzyszenie zajmujące się sportem - nową partią polityczną? O ustosunkowanie się do tego skandalu zwróciliśmy się do ministra sportu, Tomasza Lipca. Nasze pytania zaskoczyły będące organem nadzorczym PZPN ministerstwo. Sprawa nie była im szerzej znana, niemniej pracownicy resortu błyskawicznie przystąpili do działania. I od razu natrafili na przeszkodę: PZPN nie mógł odnaleźć tekstu broszury! Dopiero po dwóch dniach przepychanek „Vademecum” trafiło do rąk ministra. I faktycznie: do tekstu publikacji, pomiędzy skandynawskie znaki mitologiczne, swastykę, flagę amerykańskiego Południa przemycono jeszcze „jako rasistowskie”: narodowy „Miecz Chrobrego”, Krzyż celtycki oraz symbol „ręki z mieczem” (tzw. Falangę) i stylizowany płomień biało-czerwony - dwa sądownie zarejestrowane symbole legalnej partii politycznej, Narodowego Odrodzenia Polski. Zresztą nazwa tej organizacji i jej skrót także w „Vademecum” zostały określone, jako „zakazane”! Oczywiście fakt, że nazwa, skrót i symbole partyjne podlegają z mocy Ustawy ochronie prawnej i używania ich w miejscach publicznych nie można nikomu zabronić nie miał dla autorów broszury większego znaczenia. Ostatecznie, skoro rasistowski jest dla nich nawet chrześcijański Krzyż... Reakcja ministra Lipca była zdecydowana. W przekazanej nam odpowiedzi stwierdził m.in.: „Wskazywanie przez stowarzyszenie, jakim jest PZPN, listy symboli z adnotacją, iż propagują one zabronioną prawem ideologię bądź działalność, a nadto, wywoływanie wiążących skutków dla obywateli, to znaczy - zakazem ich noszenia w miejscu publicznym jakim jest stadion, jest nieuprawnione i nieuzasadnione, gdyż jest to rola przeznaczona dla organów Państwa. Stowarzyszenie nie może narzucać jednostce swych nakazów bądź zakazów. Noszenie zabronionych symboli, a przez to propagowanie zabronionych zachowań powinno być ścigane na zasadach ogólnych, wskazanych w prawie. Ponadto, co do pewnych symboli umieszczonych w tym „Vademecum” istnieje uzasadniona wątpliwość, czy ich używanie propaguje publicznie zakazane ustroje bądź szerzy nienawiść”. Wzburzenie ministra wzbudziło jeszcze coś, na co zwróciliśmy mu uwagę w naszych pytaniach - twórcy „Vademecum” „nie umieścili w nim ani jednego symbolu związanego z frakcjami ultralewicowymi czy też ideologią komunistyczną”. Czwórpodział władzy: ustawodawcza, wykonawcza, sądownicza i PZPN Zdania ministra Lipca PZPN nie podziela. Czytając wyjaśnienia Związku, które otrzymaliśmy, odnieść można wrażenie, że monteskiuszowski trójpodział władzy w państwie odszedł do lamusa, gdyż wyrosła nowa jakość, stojąca ponad trzema dotychczasowymi elementami rządzenia. Nazywa się ona Polski Związek Piłki Nożnej. Czytamy: „Jeżeli [w „Vademecum”] pojawiła się nazwa konkretnej partii politycznej [czyli NOP], to nastąpiło to tylko w kontekście używanych przez nią symboli, których propagowanie na stadionach piłkarskich, w tym wywieszanych przez kibiców flagach, jest zakazane z uwagi właśnie na okoliczność, iż ich upublicznianie uderza we wskazane wyżej wartości, chronione normami prawa powszechnego i sportowego”. Wartości te wynikają „z art. art. 256 i 257 kodeksu karnego”, który wskazuje, iż penalizowane jest propagowanie ustrojów totalitarnych (faszyzmu, komunizmu), nawoływanie do nienawiści narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej oraz znieważanie grup ludności bądź osób z tych właśnie powodów. Jednak ściganie tych przestępstw, jak podkreśla minister Lipiec, „to rola przeznaczona dla organów Państwa (...), a ocena tego rodzaju zachowań powinna być pozostawiona dla Prokuratury i Sądów”. Dodajmy, że są to przestępstwa ścigane z urzędu. Logicznym jest pytanie, czemu zatem PZPN czy autorzy „Vademecum” - mając wiedzę o zakazanej działalności NOP - nie złożyli nigdy zawiadomienia o wszczęciu postępowania karnego przeciwko „łamiącej normy prawa powszechnego” organizacji? Odpowiedź znajdujemy w aktach sprawy Ds. 5158/00, prowadzonej przez Prokuraturę Rejonową w Kłodzku. Cytujemy z postanowienia o umorzeniu dochodzenia: "Rafał Pankowski [zeznał], iż na temat nielegalnej działalności Narodowego Odrodzenia Polski (...) nic mu nie wiadomo ponad to, co przeczytał w gazecie [tyg. "Wprost"]. Natomiast Marcin Kornak podał, iż w sprawie przestępczej działalności NOP nie ma nic do powiedzenia". Rafał Pankowski i Marcin Kornak to liderzy Stowarzyszenia „Nigdy Więcej”, które przygotowało dla PZPN... „Vademecum bezpieczeństwa na stadionach w Polsce”. Nie ma więc nic nielegalnego w działaniach NOP, a narodowe „zakazane symbole” są zakazane, ponieważ.. są zakazane. Zatem Związek narusza porządek konstytucyjny, ale także i prawo szczegółowe. Art. 17 Ustawy o partiach politycznych mówi bowiem: „Nazwa, skrót i symbol graficzny partii politycznej zgłoszonej do ewidencji korzystają z ochrony prawnej”. PZPN stawia się więc nie tylko ponad prawem polskim, ale wręcz w opozycji do niego. Pinokio w drodze na Alcatraz Broniąc się przed oskarżeniami o nielegalną działalność PZPN twierdzi, iż „Vademecum”, to „jedynie dokument wewnętrzny PZPN służący podczas meczów piłkarskich przede wszystkim delegatom ds. Bezpieczeństwa do identyfikacji zakazanych przez Związek [!] symboli. Pragniemy przy tym zauważyć, iż wskazany materiał stanowi wewnętrzną sprawę PZPN i nie dotyczy innych imprez sportowych”. Jeśli to prawda, to jakim cudem z początkiem piłkarskiej rundy wiosennej firmy ochroniarskie, zajmujące się zabezpieczaniem meczów otrzymały „Vademecum” z poleceniem ścisłego wypełniania zawartych tam zaleceń? Mówi Paweł, pracownik jednej ze śląskich firm ochrony: - Mniej więcej w drugiej połowie marca otrzymaliśmy od szefostwa kopie dokumentu PZPN ze „znakami zakazanymi”. Broszurka była ściśle reglamentowana - tylko jeden egzemplarz „na bramę”. Przykazano nam nie wpuszczać i zatrzymywać wszelkimi sposobami ludzi, którzy będą mieli flagi czy emblematy tam wyszczególnione. Kilku z nas odmówiło, gdyż uznaliśmy, że jest to łamanie prawa, kiedy zakazuje się używania Krzyża, historycznego „Szczerbca” czy „falangi”, znaku legalnej partii NOP. Błyskawicznie przeniesiono nas do innej pracy. A więc „Vademecum” to nie „materiały wewnętrzne”, a instrukcja działania w obszarze publicznym. I to działania motywowanego politycznie, zakładającego użycie siły. Polski kodeks karny czyn taki opisuje w art. 119 par. „Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności (...) politycznej, wyznaniowej (...) podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. Prawo upomina się także o tych, którzy takie działania inicjują: „Odpowiada za sprawstwo (...) także ten, kto kieruje wykonaniem czynu zabronionego (...) lub wykorzystując uzależnienie innej osoby od siebie, poleca jej wykonanie takiego czynu” (art.18 kodeksu karnego). Zapowiedź zatrzymywania, odbierania siłą legalnej symboliki, zdaniem prawników, wyczerpuje znamiona przestępstwa. PZPN w niczym się jednak nie ogranicza. W odpowiedzi na nasze pytanie, czemu w „Vademecum” nie ma symboli komunizmu, jakby nie było najbardziej zbrodniczego systemu czasów współczesnych, który zgładził 100 milionów ludzi, Związek odpowiada: „Symbole komunistyczne takie jak sierp i młot oraz czerwona gwiazda są doskonale znane delegatom ds. bezpieczeństwa, wobec czego nie było potrzeby ich zamieszczania w przedmiotowym Vademecum. Dotyczy to również komunistycznych wizerunków Che Guevary”. Przyjrzyjmy się temu uważnie: „są doskonale znane”, a więc „nie było potrzeby ich zamieszczania”. Tyle tylko, że w „Vademecum” umieszczono także swastykę, znak reżimu hitlerowskiego, o którym można powiedzieć na pewno, że jest „doskonale znany”. I to nie tylko delegatom PZPN, ale wszystkim Polakom. Dlaczego więc „doskonale znany” symbol jednego ludobójczego systemu w „Vademecum” się znalazł, a symbole drugiego, wielokroć straszniejszego, nie? Pewnym jest, że „o rozpoznawalność” nie chodzi na pewno. W efekcie mamy „zrównane w zakazie” symbole chrześcijańskie i polskie oraz nazistowskie, natomiast zbrodnicze znaki komunistyczne... Te „rozpoznają” delegaci PZPN. I nic z tym nie robią. Tylko pod tym Krzyżem, tylko pod tym znakiem.... Niezwykle bulwersujące jest umieszczenie w „Vademecum” na liście symboli zakazanych... Krzyża. Czym naraził się autorom broszury jeden z symboli chrześcijaństwa poza tym, że nie jest komunistyczny? Oczywiście rasizmem: „Kołomir - Krzyż Celtycki - symbol White Power, w Niemczech symbol zakazanego Narodowosocjalistycznego Ruchu Niemiec/Partii Pracy, popularny zwłaszcza wśród skinheadów międzynarodowy symbol rasizmu. Często pojawia się na polskich stadionach” - czytamy w publikacji. Nie wiemy, jak jest w Niemczech, nie wiemy, jak wiele i które marginalne grupy posługują się tym symbolem - o ile w ogóle się nim posługują - ale jedno, co wiemy na pewno to to, że Krzyż, także Krzyż celtycki, jest symbolem chrześcijaństwa, obecnym w Polsce i na całym świecie, min. w kościołach, na cmentarzach i chrześcijańskich domach. „Krzyż celtycki jest jedną z form krzyża akceptowanego przez Kościół, jako religijny symbol chrześcijan. Jak wiadomo tych form jest bardzo wiele” - stwierdza Roman Zając, biblista i demonolog z KUL na portalu kosciol.pl. PZPN przyjmuje więc rolę nie tylko partii politycznej o obliczu prokomunistycznym, ale i antychrześcijańskim. Tak z ciekawości przeszukaliśmy za pomocą najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej google światowe zasoby elektroniczne, by znaleźć choćby cień wytłumaczenia pzpn-owskiej niechęci do symbolu chrześcijaństwa. Dopiero po pół godzinie udało się nam trafić na portal, w którym Krzyż celtycki obdarzany był przymiotami wskazanymi przez „Vademecum”. Nie była to jednak witryna „rasistowska”, a lewacka, na której informowano, że chrześcijański symbol, to w istocie znak światowego nazizmu. Przywołajmy przypominany i przez PZPN przepis karny: „Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności (...) wyznaniowej lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3” (art. 257 kk). I wszystko jasne. Brunatny komunizm Dla potrzeb PZPN „Vademecum” przygotowało wspomniane już wcześniej Stowarzyszenie „Nigdy Więcej”. Czym jest ta organizacja, o której co prawda mało kto słyszał, ale która potrafiła zręcznie poprowadzić potężną PZPN poza granice prawa? Założona w 1996 r. grupa deklaruje się jako apolityczne stowarzyszenie, którego celem jest „przeciwdziałanie patologiom społecznym: nacjonalizmowi, faszyzmowi, nienawiści wobec obcych”. Jak daleko środowisko to trzyma się z dala od polityki pokazuje artykuł autorstwa Alexa Callinicosa, opublikowany w pierwszym numerze pisma „Nigdy Więcej”, organie tego środowiska. Odnajdujemy tam, obok cytatów z Marksa, takie oto „odkrywcze” myśli: „Jedyna droga pozbycia się rasizmu, to zadać klęskę kapitalizmowi samemu w sobie. Kapitalizm sieje ziarna, z którego rośnie rasizm. Kapitalizm rodzi podziały, a te osłabiają klasę robotniczą. Kapitalizm musi odejść, jeśli chcemy skończyć z rasizmem”. Jak widać, Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” jest tak samo apolityczne, jak niegdyś apolityczną była Polska Partia Robotnicza. Podobieństw pomiędzy nimi jest zresztą znacznie więcej. W numerze 5. „Nigdy Więcej”, periodyku tej grupy, czytamy: „Oni muszą wiedzieć, że gdziekolwiek się ruszą, MY ich powstrzymamy, że każda ich manifestacja będzie rozbita, każde spotkanie atakowane. Każda partia powinna sobie uświadomić, że współpraca z nacjonalistami i faszystami zakończy się dla nich wybitymi szybami i osprajowanymi murami... Może wtedy uda nam się powstrzymać brunatną zarazę. Obecne czasy i gwałtowny rozwój neofaszyzmu wymuszają na nas takie metody, bo inaczej pewnego dnia obudzimy się wśród dymiących kominów obozów koncentracyjnych. Powyższe metody są z powodzeniem stosowane w Anglii, Niemczech, Szkocji i innych krajach. Myślę, że czas i na nas”. Dodajmy, że metody te zastosowano już i w Polsce. W listopadzie 2006 r. podpalono warszawskie biuro Narodowego Odrodzenia Polski (właśnie tej partii, która została „zakazana” w „Vademecum”). Cudem udało sie ugasić pożar, który - zdaniem służb ratowniczych - mógł spowodować wybuch gazu i zburzenie kamienicy. „Akcję” przeprowadzili działacze nielegalnej grupy ANTIFA, która - dziwnym trafem - jest reklamowana na stronach internetowych Stowarzyszenia „Nigdy Więcej”, również dziwnym trafem autora „Vademecum”, w którym NOP - oczywiście to także przypadek - zostało wskazane, jako partia przez to środowisko zwalczana. Remigiusz Okraska, wieloletni współpracownik „Nigdy Więcej”, dosadnie określił ideowo-organizacyjne oblicze swoich dawnych przyjaciół: „Faszystowski antyfaszyzm” („Antyhitler-jugend”, w: „Fronda” nr 19/20, rok 2000). Niestety, nie udało nam się porozmawiać z liderem „Nigdy Więcej”, Marcinem Kornakiem, o tych niezwykle interesujących aspektach działania „antyfaszystowskiego”. Po otrzymaniu od nas kilkunastu pytań ograniczył się w zasadzie do wielokrotnego wyłączania telefonu, kiedy to uporczywie usiłowaliśmy uzyskać od niego odpowiedzi w sprawie stawianych „Nigdy Więcej” poważnych zarzutów. Między innymi dotyczących tworzenia „Vademecum” we współpracy z Simonem Molem. Simon Wspaniały, czyli czarny rasizm z PZPN w tle O „kameruńskim uchodźcy politycznym”, który uchodźcą nie był, głośno było ostatnio w kraju. Wszystko za sprawą jego skrzętnie ukrywanej działalności rasistowskiej, która polegała na świadomym zarażaniu białych kobiet śmiertelnym wirusem HIV. Mało kto jednak wie, że swoją karierę medialno-publiczną Mol zawdzięcza m.in. Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej i Stowarzyszeniu „Nigdy Więcej”. Rzecznik prasowy Związku, Zbigniew Koźmiński, w rozmowie telefonicznej przyznaje, że istotnie Simon Mol był aktywny na terenie PZPN. - Ale skąd mieliśmy wiedzieć, kim on jest? - żali się. Kilka dni później w pisemnej odpowiedzi na nasze pytania (nota bene podpisanej przez tego samego Koźmińskiego), przygotowanej przez wydział prawny PZPN w punkcie 7. znajdujemy pośrednie zaprzeczenie tej informacji. „Pan Simon Mol nigdy nie prowadził w Polskim Związku Piłki Nożnej rozmów w sprawie treści „Vademecum Bezpieczeństwa Na obiektach Piłkarskich”, w szczególności z ramienia Stowarzyszenia „NIGDY WIĘCEJ””. Jaka jest więc prawda? Odnajdujemy ją w innej części tego samego pisma PZPN. „Partnerami PZPN i Stowarzyszenia „NIGDY WIĘCEJ” w realizacji programu „Wykopmy rasizm ze stadionów” [programu, którego efektem jest „Vademecum”] stali się następujący partnerzy pozarządowi: (...) Stowarzyszenie Uchodźców w Rzeczypospolitej Polskiej”. Sięgnijmy do efektów pracy śledztwa dziennikarskiego, przeprowadzonego przez publicystów „Rzeczpospolitej” - Bertolda Kittela, Maję Narbutt i Agatę Byrską. W artykule „Simon Mol - zawodowy uchodźca”, opublikowanym w tej gazecie 1 lutego 2007 r., czytamy m.in. o jednej z jego inicjatyw, jakim było założenie praktycznie jednoosobowej organizacji pod nazwą... Stowarzyszenie Uchodźców w RP! Na prowadzenie działalności statutowej prezes Mol wynajął po preferencyjnych cenach od Dzielnicy Warszawa Śródmieście elegancki lokal, w którym, jak piszą dziennikarze „Rzeczpospolitej” „spotykał się z większością swoich ofiar”. To nie jedyny związek szefa Stowarzyszenia Uchodźców z PZPN. Jak czytamy w komunikacie „Nigdy Więcej” z 27.08.2005 „Wykopmy rasizm ze stadionów w telewizji TVN”, nieznany podobno Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej Simon Mol występował w programie telewizyjnym w roli eksperta autoryzowanej przez Związek kampanii „antyrasistowskiej”. Działalność i zasługi Mola w walce z „białym rasizmem” najbardziej doceniło oczywiście Stowarzyszenie „Nigdy Więcej”. W komunikacie tej organizacji, datowanym na 21.01.2004, a zatytułowanym „Kameruński uchodźca antyfaszystą roku” znajdujemy takie oto zdania: „Afrykańsko-polski pisarz, dziennikarz i działacz społeczny Simon Mol został wyróżniony tytułem "Antyfaszysty Roku 2003" przez antyrasistowskie Stowarzyszenie "NIGDY WIĘCEJ". (....) Obecnie jest współzałożycielem Stowarzyszenia Uchodźców RP oraz współpracownikiem Stowarzyszenia "NIGDY WIĘCEJ". (...) Jest też miłośnikiem piłki nożnej, gra w drużynie Mazura Karczew. W październiku 2003 roku we współpracy ze Stowarzyszeniem "NIGDY WIĘCEJ" zorganizował m.in. serię imprez w ramach Tygodnia Akcji "Futbol przeciwko Rasizmowi w Europie", w tym mecz z udziałem drużyn Polonii Warszawa oraz Afrykańczyków mieszkających w Polsce. Był aktywnym uczestnikiem Europejskiej Konferencji przeciwko Rasizmowi i Faszyzmowi "NIGDY WIĘCEJ!", która odbyła się w Krakowie w listopadzie 2003 r. pod egidą europejskiej sieci antyrasistowskiej UNITED for Intercultural Action”. Jak widać, choć PZPN zachorował na moliańską amnezję, fakty są jasne. Nic zatem dziwnego, że „Vademecum Bezpieczeństwa Na stadionach w Polsce” dorobiło się już w kręgach miłośników piłki nożnej może mało sympatycznej, ale jakże charakterystycznej nazwy: „Vademecum Simona Mola”. Trzej przyjaciele z boiska: Szczypiorski, Czajkowski i Mol Stowarzyszenie „Nigdy Więcej”, jeden z „głównych rozgrywających” w aferze „Vademecum”, biorąc pod uwagę jego radykalnie lewackie zacięcie, nie mogłoby funkcjonować w obiegu publicznym, gdyby nie życzliwość i poparcie „wielkich” tego świata. O Simonie Molu, który miał dodawać splendoru „światowości” (dopóki na jaw nie wyszły jego kryminalne sprawki) była już mowa. Kolejne „ikony” tego środowiska też w zasadzie nie budzą zdziwienia. Mowa o nieżyjącym już (na szczęście dla literatury polskiej) Andrzeju Szczypiorskim i ks. Michale Czajkowskim, którzy wspierali apolitycznych antyrasistów słowem i czynem. Tych dwóch panów łączyło nie tylko rozmiłowanie w komunizującej młodzieży z „Nigdy Więcej”, ale i służba dla służby - tyle że bezpieczeństwa. Dwaj panowie TW - „Mirek” i „Jankowski” - wraz z HIV-terrorystą Molem, to oczywiście tylko wierzchołek środowiska, które z walki ze specyficznie pojętym „rasizmem” uczyniło cel swojego życia. Zbiorowym „oficerem prowadzącym” grupy „Nigdy Więcej” jest „Otwarta Rzeczpospolita - Stowarzyszenie Przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii”. Ciasne umysły „Otwartej Rzeczpospolitej” Spis członków „Otwartej Rzeczpospolitej” dosłownie powala z nóg. Kogo tam nie ma! Przede wszystkim brak w nim ludzi postrzeganych, jako ci, którzy służą Wartościom innym, niż kosmopolityzm, socjalizm i podobne dewiacje społeczne. A kto jest? Przedstawmy dwie charakterystyczne i najbardziej wpływowe osoby tego środowiska. Jerzy Jedlicki, przewodniczący Rady Programowej. To o nim prof. Hanna Świda-Ziemba (przyjaciółka zresztą) pisała na łamach „Karty” (3/91), wspominając czasy komunistycznej dyktatury: „Gdy szli w pochodzie pierwszomajowym, wykrzykiwali: zet-a-em-pe, zet-a-em-pe, zamp, zamp, zamp! I podnosili zaciśnięte pięści. Ich symbolem był dla mnie Jerzy Jedlicki”. Ten socrewolucyjny zapał pozostał Jedlickiemu do dzisiaj. Nic dziwnego, że otoczone jego duchową opieką Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” w winiecie swojego pisma umieściło zaciśnięta pięść - symbol walczącego komunizmu. Sami zresztą liderzy „NW” przeszli „czerwoną szkółkę” - Rafał Pankowski jako „publicysta” trockistowskiego pisemka „Ofensywa”, a Marcin Kornak jako natchniony „poeta” rewolucji, piszący takie charakterystyczne słowa: „Ojciec Święty mieszka w Watykanie, Ojciec Chrzestny w Palermo - i sam nie wiem, który z nich rządzi większa mafią” (lewackie pisemko „Kanaloza” nr 5). Feliks Tych. Członek Rady Programowej „Otwartej Rzeczpospolitej”. Najwierniejszy z wiernych - członek PZPR od jej powstania do smutnego końca. Pracownik Centralnego Archiwum KC PZPR. Jego szczególnym osiągnięciem intelektualnym jest zredagowanie trzy tomowego dzieła „Listy Róży Luksemburg do Leona Jogichesa Tyszki” (Warszawa 1968-1971). Obecnie pełni funkcję dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego. Teresa Kuczyńska na łamach „Tygodnika Solidarność” w artykule pod znamiennym tytułem „Utracona cześć profesora Tycha” („TS” z 6.04.2000 r.) tak relacjonowała jeden z „ideowych” wojaży Tycha do Niemiec, gdzie w Fundacji Eberta wygłosił wykład „Niemcy, Żydzi i Polacy. Holocaust i jego następstwa”: „W zaproszeniach, rozesłanych do kilkuset osobistości z Niemiec, znalazła się teza przewodnia: "Holokaust nie dokonał się w próżni. Zbrodnia na narodzie żydowskim została dokonana w obecności polskiej ludności". (...) Właśnie obojętnością Polaków na zagładę Żydów prof. Tych tłumaczył niemieckim elitom fakt, iż tak wielu Żydów mogło zostać w czasie wojny wymordowanych. To także tej obojętności przypisuje on tak nikły udział Polaków w ratowaniu Żydów. Konkretnie według dyr. Tycha był to tylko 1 procent ludności. Ktoś inny mógł powiedzieć, że aż 1 procent, bo to znaczy, że ponad 300 tysięcy Polaków było gotowych umrzeć dla ratowania Żydów polskich! Ale Feliks Tych wyciąga odmienny wniosek. Polacy byli zupełnie obojętni, a więc współdziałali”. Nic dziwnego, że wystąpienie Tycha przyjęte zostało przez kilkusetosobowe niemieckie audytorium z zachwytem. Kuczyńska zaznacza, że przeciwko wykładowi zaprotestowało zarówno MSZ, jak i urzędnicy polskich przedstawicielstw w Niemczech. Wyrażali oni zdziwienie, że dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, instytucji państwowej, utrzymywanej z publicznych pieniędzy, dyskredytuje za granicą kłamliwymi insynuacjami własny kraj. I to „insynuacjami, rozpowszechnianymi na obszarze państwa, które dokonało Holocaustu”. Arena sportowa, arena polityczna Takich ludzi, jak Jedlicki czy Tych „Otwarta Rzeczpospolita” skupia wielu. Wymieńmy pierwszych z brzegu: Paweł Śpiewak, Sergiusz Kowalski, Helena Datner, Jerzy Tomaszewski, Henryk Lipszyc, Jerzy Diatłowicki, Konstanty Gebert („Dawid Warszawski”), Halina Bortnowska, Michał Głowiński. Czy mogą zatem dziwić poglądy i styl działania „Nigdy Więcej”, ich „młodszych braci” w antyrasistowskiej wierze? Bez wątpienia za ich to sprawą grupa Kornaka i Pankowskiego prowadziła aktywną kampanię na rzecz powołania Stowarzyszenia Przyjaciół Dąbrowszczaków („Nigdy Więcej” nr 7), organizacji kultywującej ideały komunistycznej Waffen SS, która w czasie wojny domowej w Hiszpanii wsławiła się mordowaniem księży i zakonnic oraz wysadzaniem w powietrze kościołów. Działalność „Otwartej Rzeczpospolitej” też nie pozostawia żadnych wątpliwości, co do inspiracji i motywacji ideowej tego środowiska. I tak, w dn. 6. października 2006 r. Zarząd „OR” skierował do prezydenta Lecha Kaczyńskiego list, w którym zaapelował o zawetowanie ustawy „O ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa”. Powód protestu? Art. 53 A ustawy w brzmieniu: „Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. „Otwarta Rzeczpospolita” przyznaje szczerze: „Przepis ten jest szkodliwy, ponieważ skrępuje badania i refleksję na temat dramatycznych aspektów historii Polski w XX w.”. Jaką to „refleksję” skrępuje pokazaliśmy na przykładzie Feliksa Tycha. Kilka miesięcy później, Stowarzyszenie zaprezentowało po raz kolejny swój niezwykle klarowny stosunek do rzeczywistości, oprotestowując w dn. 16. marca 2007 r. ideę budowy w Warszawie pomnika ofiar UPA. Pomysł ten nazwano przykładem na to, „że klimat życia zbiorowego zmienia się i otwiera na nurty radykalne, odwołujące się do nienawiści dzielącej ludzi, podniecające emocje wrogości wobec innych - i że państwo to dążenie do podziałów i te postawy wrogości toleruje”. Czy może zatem dziwić, że za sprawą takiego politycznego zaplecza Polski Związek Piłki Nożnej, uznawany za jedną z ostatnich redut czerwonego betonu, próbuje zdepolonizować i skomunizować niepolityczne z pozoru zjawisko, jakim jest piłka nożna? Sprawa „Vademecum”, z pozoru błaha, jest w istocie fundamentalna. Nie dlatego jednak, że dotyka najpopularniejszej w Polsce dyscypliny sportowej, a wszystko co powszechnie kochane wymaga szczególnej uwagi. Publikacja ta jest - poprzez swoją bezczelną bezprawność - wyzwaniem rzuconym Państwu Polskiemu. „Jesteśmy nietykalni” - zdaje się mówić PZPN, wprowadzając zasady sprzeczne z obowiązującym prawem. „Jesteśmy siłą, która oprze się każdej próbie ingerencji” - ogłaszają nam szefowie Związku. Idą więc na konfrontację, pewni, że ich potęga - zrodzona w przeszłości, oparta o moc jej pogrobowców - przyniesie całkowite i ostateczne zwycięstwo. Kto w tym starciu wygra? My, Polska - czy ONI? (skrót tekstu publikuje „Gazeta Polska” w nrze z 4.07.2007) Marek A. Wojciechowski
|