19.09.2007: Jerzy Jedlicki – kretyn w przyciasnych porciętachNiektórzy nie mogą wyleczyć się z antynopowskiej wysypki, A że są to nasi wrogowie – nie martwi to nas wcale. Debilizmy, jakie serwują publicznie sprawiają nam tyle radości, że po prostu szok. Ostatni popis dał na łamach “Gazety wyborczej” Jerzy Jedlicki, specjalista od - jak czytamy na internecie – historii idei. Chociaż bardziej pasowałoby od idei histerii, w której Jedlicki to czuje się jak mucha szambie. Ów wybitny umysł ćwierćinteligencji w pisemnej wypowiedzi dla wspomnianego organu inteligentnych inaczej obwieszcza: “Jestem przekonany, że Państwowa Komisja Wyborcza zna konstytucję i nie dopuści do kompromitacji, jaką byłby udział w wyborach partii nielegalnej z mocy prawa i hańbiącej polskie życie publiczne”. “Nielegalnej z mocy prawa”... Legalnie zarejestrowana partia – nielegalna. Ba, jest o tym ponoć w konstytucji! Może zresztą i jest, ale w konstytucji Związku radzieckiego. Jakim trzeba być kretynem, żeby takie debilizmy opowiadać? Odpowiedź jest prosta: takim jak Jedlicki Jerzy, marksistowski plastikobeton. To o nim prof. Hanna Świda-Ziemba (przyjaciółka zresztą) pisała na amach “Karty” (3/91), wspominając czasy komunistycznej dyktatury: “Gdy szli w pochodzie pierwszomajowym wykrzykiwali: zet-a-em-pe, zet-a-em-pe, zamp, zamp!.I podnosili zaciśnięte pięści. Ich symbolem był dla mnie Jerzy Jedlicki”. Tak biedak się nazaciskał, że kiedy PZPR padło rozluźnił palce – i cały mózg mu wyciekł. Na “Gazetę wyborczą”.
|