Estetyka i polityka, czyli słów kilka o zagadnieniach bieżącychNa jednym ze spotkań z trudną dla władzy młodzieżą, czyli bywalcami szkół wyższych, usłyszałem, że stosunek młodych akademików do unii europejskiej ma charakter czysto seksualny. Innymi słowy, oni ją po prostu... Oszczędzę w tym miejscu Czytelnikom słów powszechnie uważanych za nieobyczajne - i tak wiadomo o co chodzi. Przypominam zaś owe stanowisko z tego tylko powodu, iż jest ono najzwyczajniej w świecie błędne. Relacje Polska - unia europejska to zagadnienie przede wszystkim ze sfery estetyki i poczucia smaku. Jako ludzie cywilizacji łacińskiej, dla których potrzeba piękna jest skłonnością naturalną, zgodzić nie możemy się po prostu w żadnej mierze na wiązanie naszego losu z tworem porażającym i obrażającym nasze zmysły. Bo taką antytezą piękna jest pseudoeuropejska brukselszczyzna. Zapijaczoną, stuletnią burdel-mamą, odzianą w wytworne fatałaszki i skropioną drogą perfumą, łakomie zerkającą na młode i jędrne ciała. Pazerność wyziera jej spod ozdabiających twarz liszai, których nie jest w stanie ukryć nawet najgrubsza warstwa kremu. Stara, głupia potwora, gnijące pole walki wszystkich znanych chorób społecznych. A na dodatek, jakby i tego było mało - ze straszącego połamanymi zębami otworu gębowego strasznie jej zalatuje zgniłymi zapaszkami soc-liberalizmu i innych, ciężkich do wyleczenia przypadłości rodzaju ludzkiego. Jak więc młody, zdrowy i przystojny, choć niezamożny polski ród mógłby wiązać się z czymś takim? Choćby i w formie krótkotrwałego aktu... nawet nie wiem, jak go określić, l jeśli zgraja podstarzałych żigolaków i alfonsów podejmuje decyzje, mające związać nas nierozerwalnym więzem, kajdanami ze stali tytanowej, z owym dziejowym przeżytkiem, nieudanym eksperymentem krzyżowania wolności z głupotą, odpadkiem historii i historią porażki, to mówimy stanowcze „No pasaran!”, zabawiajcie się sami i tylko na własny rachunek. Powodzenia. Oraz w miarę bezbolesnego procesu leczenia. Strach? Nie, my nie boimy się unii europejskiej, jak nikt rozsądny nie boi się karaluchów; ale wzbudza ona w nas taki sam wstręt, jak pomysł na pomieszkiwanie w domu pełnym robactwa. To jednak, co dla ludzi cywilizacji łacińskiej jest wrodzoną oczywistością, dla zwolenników unii brukselskiej pozostaje sprawami i rzeczami, o których nawet nie śnią. Czemu mimo wszystko trudno się dziwić: bliskie obcowanie z wiekową królową zamtuza może wywołać co najwyżej nocne moczenie. Bo dzieci z tego nie będzie. Na całe szczęście! Adam Gmurczyk
|